Mariusz Pultyn (CTO, Digital Teammates): Dzień dobry. To już czwarty webinar, w którym będziemy rozmawiać o robotach. Dzisiaj zupełnie wyjątkowy webinar, bo będziemy mówić o robotach w urzędach. Będziemy mówić o Cyfrowym Urzędniku i o tym, jak taki Cyfrowy Urzędnik może się w administracji sprawdzić. Dzisiaj ze mną jest pan Adam Pąsiek z Urzędu Miasta Łodzi. Dzień dobry, Adamie, powiedz parę słów o sobie.
Adam Pąsiek (Kierownik Oddziału ds. Konsultacji Społecznych, Urząd Miasta Łodzi): Dzień dobry. Od ponad dziesięciu lat pracuję w Urzędzie Miasta Łodzi. Od około sześciu, siedmiu jestem kierownikiem Oddziału ds. Konsultacji Społecznych, gdzie zajmujemy się konsultacjami społecznymi, Budżetem Obywatelskim i szeroko rozumianą partycypacją społeczną.
Mariusz Pultyn: Z jakimi wyzwaniami w takiej codziennej operacyjnej pracy stykacie się w urzędach?
Adam Pąsiek: W urzędzie stykamy się z dużą liczbą papierów. Z zestawieniami, tabelami. Ale drugą stroną tego medalu jest kontakt z mieszkańcem przede wszystkim. Czy to właśnie na etapie kancelarii, kiedy przychodzi złożyć jakiś dokument, czy tak jak w moim oddziale, jest kontakt z mieszkańcem, z jego potrzebami, rozmowa, zauważenie i później przetworzenie tego właśnie na papier. Wysłanie, przesłanie i udzielanie odpowiedzi, ale przede wszystkim budowanie relacji. To jest chyba najważniejsze.
Mariusz Pultyn: Z drugiej strony pewnie sporo z tych zadań, które wykonujecie, dzieje się często w taki powtarzalny sposób, który z tymi relacjami się kłóci. Z jednej strony wiadomo, że w większości urzędnicy już teraz muszą sobie na co dzień radzić z kontaktem z mieszkańcami, a z drugiej strony przytłacza ich pewnie czasami taka praca, która nie jest tym kontaktem, ale musi zostać zrobiona w zaciszu komputera i klawiatury.
Adam Pąsiek: Tak, nie chcę powiedzieć, że stoimy przed takim dylematem – czy człowiek, czy tabela. Natomiast wiadomo, że im więcej zestawień do zrobienia, a trzeba to też przygotować, czy różnych materiałów, które później gdzieś publikujemy, które są niezbędne do tego, żeby właśnie spotkać się z mieszkańcem, tym mniej czasu na te spotkania, te relacje, na budowanie więzi urząd-mieszkaniec, które się później przejawiają w jakimś konkretnym efekcie, w jakimś celu, do którego wspólnie dążymy.
Stąd konieczna jest u nas – i my to bardzo często robimy – identyfikacja właśnie tych miejsc, gdzie coś jest powtarzalne, gdzie ktoś już ma jakieś doświadczenie w tym, wie jak to szybko i sprawnie zrobić, żeby mieć więcej czasu na to spotkanie z człowiekiem. Szczególnie w Budżecie Obywatelskim, kiedy dochodzimy do momentu, kiedy mamy bardzo duże obłożenie tymi spotkaniami, czy to są komisje, czy spotkania na osiedlach, czy szkoły nas, na przykład, zapraszają na spotkania. Żeby mieć czas na to, a mieć zrobione to, co musimy mieć zrobione. Bo mieszkaniec też oczekuje informacji w tej wersji. Dobrze jest zidentyfikować te miejsca, gdzie jest ta powtarzalność tego procesu i gdzie można coś ułatwić, uprościć, przyspieszyć.
Mariusz Pultyn: Pytanie, które się pojawia w naturalny sposób to, jak sobie z tym poradzić. Pewnie identyfikacja to jest jedna rzecz, ale jak już wiemy, że są takie i takie zadania, co można z tym dalej zrobić?
Adam Pąsiek: Zastanowić się co zrobić właśnie, żeby z tym przyspieszyć, żeby to uprościć, ułatwić. I tutaj właśnie z pomocą przyszedł nam robot.
Mariusz Pultyn: Pewnie to jest jeden ze sposobów.
Adam Pąsiek: Kolejnymi sposobami jest patrzenie na to, czy na pewno wszystkie dane są potrzebne, czy możemy sam proces przekazywania informacji ułatwić jakoś, uprościć może, czy nie za dużo chcemy też zrobić tak na raz. Może też pomyślenie o tym, gdzie możemy tego czasu sobie zaoszczędzić. Czy wszystko musimy zrobić tu i teraz czy może to poczekać, na przykład.
Mariusz Pultyn: Takie procesowe zmiany to na pewno też jest coś, o czym na co dzień myślicie. Wtedy w takim najbardziej ogólnym przypadku można albo rzeczy automatyzować, albo zmieniać po prostu proces tak, żeby był bardziej efektywny. Rozumiem, że w Łodzi korzystacie z jednego i drugiego sposobu. Rozumiem, że na co dzień takie rzeczy czysto organizacyjne, procesowe się dzieją?
Adam Pąsiek: Też staramy się jakoś to automatyzować przez szukanie narzędzi czy informacji o tym, jak można to zrobić, bo jest trochę tych możliwości. Pytanie jest, na ile ktoś chce szukać, czy ma czas właściwie wyszukać, bo to też zabiera trochę czasu. Kolejnym sposobem jest zmienianie tych procesów, czyli doskonalenie informacji i feedback od mieszkańców – czego oni tak naprawdę oczekują, bo może to, co my z naszego punktu widzenia chcemy dać, nie jest tą informacją, której ktoś od nas oczekuje.
Mariusz Pultyn: Tak, ale z drugiej strony też pewnie będziemy chwilę rozmawiać o tych rzeczach, które można zrobić automatycznie. My jesteśmy firmą, która, tutaj nie ukrywamy tego, robotami się zajmuje i potrafi je robić. Też pewnie potrzeba takich dwóch słów o tym, czym jest Cyfrowy Urzędnik. My sobie w tej branży działamy już od dwóch lat, więc wydaje nam się, że cały świat o robotach słyszał i je rozumie, natomiast zapewne nie wszyscy słuchacze naszego webinaru i widzowie zdają sobie sprawę, czym taki robot jest.
Robot nazywa się robotem nie dlatego, że ma jakieś mechaniczne części. On nie wygląda jak Terminator ani jak część Matrixa, ani nawet jak R2D2. Nie ma żadnych fizycznych części, jest rodzajem programu komputerowego, który funkcjonuje w środowisku wirtualnym, czyli właściwie nawet bez istnienia realnej klawiatury i myszy. Ale może się nazywać robotem, dlatego że robot tak naprawdę to urządzenie, które udaje człowieka. Nasze roboty również udają człowieka podobnie jak takie roboty w fabrykach, które spawają części samochodów albo je lakierują. Robią dokładnie to, co robiłby człowiek. One robią to szybciej, staranniej, dokładniej, natomiast potrafimy sobie wyobrazić człowieka, który w tym miejscu jest i te same czynności wykonuje.
Podobnie jest z naszymi robotami. Te roboty, w szczególności Cyfrowy Urzędnik, to nic innego jak takie urządzenie, które porusza myszą i wpisuje dane z klawiatury. Czyli cokolwiek człowiek może z tej klawiatury wpisać i cokolwiek może zrobić przy pomocy myszy i aplikacji, które ma na ekranie, to jest to w zasięgu pracy robota.
Ważny jest ten aspekt, o którym już mówiliśmy, że ta praca musi być powtarzalna, bo tak samo jak w fabryce samochodów, ten robot robi w kółko to samo. Ten robot czy nasz Cyfrowy Urzędnik też musi w kółko robić to samo, co akurat odpowiada bardzo dobrze na to, że jednak my jako ludzie, jako pracownicy, urzędnicy bardzo kiepsko znosimy taką powtarzalność, rutynę, a dosyć dobrze – do tego jesteśmy stworzeni – czujemy się w takich relacjach międzyludzkich.
Także tak wygląda świat ze strony technologii i robotów, ale co jest przedmiotem naszego dzisiejszego webinaru to pytanie, gdzie tak naprawdę ten robot w Łodzi się przydaje. Co on robi?
Adam Pąsiek: Co on robi? Nawet nie chcę powiedzieć, że zastępuje, bo po prostu pomaga nam w wykonaniu tych czynności, które są nużące, denerwujące, zabierające czas, już nie wspominając o tym, co na początku mówiłem, czyli odciągające nas od tego, co jest kluczowym zadaniem, czyli relacji z mieszkańcem.
Robot może wykonywać nawet takie funkcje jak zwykłe wstawianie z tabelki do tabelki, kopiuj-wklej, scalanie tabelki, jakieś edytowanie tego. Taki pierwszy najprostszy przykład, który mi przychodzi do głowy – coś, co zajmuje nam tydzień, wieczorem przygotowujemy materiały, a rano już mamy gotowe, więc to jest oszczędność czasu. Wygląda to właśnie tak, jak to zrobiliśmy my, czyli człowiek, a robi to nam robot, nasz kolega z pracy, który pracuje po godzinach za darmo. Więc to jest duża pomoc. Często słyszałem właśnie, że robot nas zastąpi… Nie, wręcz przeciwnie, to jest bardzo duża pomoc, współpraca bardziej, nawet bym powiedział.
Mariusz Pultyn: Tak, my to podkreślamy zawsze, bo często takie pytania się pojawiają w naszej pracy. Te pytania słyszymy pewnie w mediach bardzo często, docierają do nas takie sygnały, kiedy roboty i w jaki sposób zabiorą nam pracę. My już od dłuższego czasu jeździmy po Polsce, jesteśmy też w innych miejscach. Na to pytanie bardzo lubię odpowiadać, bo z jednej strony mamy takie alarmistyczne sygnały, że w jakiejś przewidywalnej mniej lub bardziej przyszłości te roboty albo sztuczna inteligencja zabiorą nam pracę. Są nawet listy zagrożonych zawodów.
Z drugiej strony rzeczywistość mamy tu i teraz, w której pracy jest więcej niż ludzi, którzy mogą ją wykonywać. Właściwie w każdym miejscu mówimy o tym, nawet o wskaźnikach bezrobocia właściwie, są najniższe pewnie w historii i to tak naprawdę, jak dobrze się zastanowić, się nie zmieni w przewidywalnej przyszłości, bo po prostu demografia jest nieubłagana, ludzi jest coraz mniej, coraz mniej ludzi będzie trafiać na rynek pracy i coraz bardziej będzie rosło znaczenie relacji między ludźmi.
Jednak ta praca taka mechaniczna, bo nie oszukujmy się, w zakresie technologii, o której mówimy, są tylko te najbardziej podstawowe działania. To taki trochę odpowiednik chodzenia w takim cyfrowym kieracie, czyli że przychodzimy do pracy, stukamy w tę klawiaturę, klikamy tą myszą, robimy to cały czas w kółko tak samo i czy to jest jakiś taki codzienny proces, czy to jest tak, jak ty mówiłeś, proces przygotowania budżetu, to jest pewien tydzień czy dwa tygodnie w roku czasami po to, że trzeba się spiąć, ale to jest ten czas, który w tym momencie ludzie mogą poświęcić na coś innego, a co ważniejsze, na rzeczy, które są dużo ciekawsze.
Nikt pewnie nie lubi tej części swojej pracy, która jest mechaniczna, powtarzalna. Może niektórzy mają pewnie charakter taki, że trochę bardziej lubią pracę powtarzalną. Ale tak naprawdę jak zapytać kogoś, czego w swojej pracy nie lubi najbardziej, czego by się najchętniej pozbył, to z pewnością na liście gdzieś na samej górze będą takie miejsca powtarzalne. Z drugiej strony, jak zapytamy – i często pytamy naszych współpracowników, osoby, u których roboty się pojawią, jak oni je odbierają – co w ich pracy jest najciekawsze, najfajniejsze, to mówią właśnie, że kontakt z ludźmi, relacje, poznawanie czegoś nowego, coś, co każdy by pewnie sobie życzył w pracy, i zapewne jest i w pracy przy budżecie.
Adam Pąsiek: Myślę, że to nie jest kwestia, że robot odbierze pracę, tylko totalnie zmienia charakter tej pracy. Tę tabelkę, o której wcześniej powiedziałem, ja ją mogę zrobić. I zrobię ją i robiłem, bo trzeba, natomiast robiąc to mechanicznie wiadomo, że myślami jestem gdzie indziej i myślę o tym, co w tym czasie mógłbym zrobić pożytecznego.
Mariusz Pultyn: Z drugiej strony pewnie też jest taka sytuacja, że w tej pracy pewnie raz na jakiś czas zdarzało ci się pomylić, bo to jest praca na tysiącach albo dziesiątkach tysięcy wierszy. To jest naturalne, to jest ludzkie się pomylić, ale jak sobie z drugiej strony popatrzymy, za każdym tym wierszem stoi jakiś człowiek, który z urzędem chciał mieć kontakt i zależy mu na tym, żeby to właśnie jego wniosek został przez urząd jakoś rozpatrzony, w szczególności pozytywnie, i pewnie źle się czuje, kiedy się okazuje, że po wielu godzinach pracy jego wniosek akurat nie zmieścił się w kolejnej tabelce w Excelu.
Adam Pąsiek: Tak, naprawdę, przy pięćsetnym, na przykład, wierszu, który trzeba scalić w cztery czy pięć kolumnach, co jest już naprawdę wydarzeniem, bardzo łatwo się pomylić na klawiaturze czy myszką zaznaczyć więcej wierszy, kliknąć „Usuń”, a nie „Scal” czy cokolwiek innego i czasami, jeszcze jak jakiś telefon jest w międzyczasie czy rozmowa bardzo łatwo nie zauważyć tego. Staramy się później jeszcze dodatkowo sczytywać, sprawdzać, co angażuje kolejne osoby i czas. A tak po prostu mamy tabelkę, wrzucamy na stronę, idziemy dalej. Tu jest ważna właśnie ta współpraca i zobaczenie tego, że to zmienia charakter mojej pracy, a nie, że ją zabiera. Ten robot nie spowodował, że mam mniej pracy, a może nawet więcej, bo przeorientowujemy się i skupiamy na innych obszarach trochę.
Mariusz Pultyn: Tak, to jest taki moment, który my też czasami obserwujemy, że czasami biegając za takimi rzeczami, które muszą być zrobione, bo bez przetworzenia tej listy w ogóle cały budżet nie zostałby…
Adam Pąsiek: Nie idziemy dalej.
Mariusz Pultyn: Tak, nie pójdziemy dalej, ale w tym momencie, gdy pojawia się taka przestrzeń, żeby na chwilę się wynurzyć z tego i rozejrzeć na boki, to rzeczywiście tak, jak powiedziałeś, znajdują się miejsca, które potrzeba, żeby były robione. Do tej pory nikt nie miał na nie czasu i to jest istotą tej pracy. Natomiast to, co jest jeszcze ciekawe w tym procesie, o czym warto opowiedzieć to, jak te roboty właściwie w Łodzi się pojawiły. To jest ciekawa historia.
Adam Pąsiek: To właśnie to, co wcześniej mówiłeś, wiele osób miało wrażenie, że robot, czyli taki RoboCop właściwie, i zadawali mi pytania: „Adam, to kiedy mogę do ciebie przyjść, zobaczyć tego robota?” Przyjdź, ale nie zobaczysz, bo to jest zupełnie coś innego, więc pojawił się ten fizyczny taki wymiar, żeby to zobaczyć.
Ciekawostką taką jest to, że konferencja prasowa czy ogłoszenie tego, że robot w urzędzie będzie pracował, że będziemy mieli nowego kolegę, była 1 kwietnia. Informacja, kiedy pojawiła się na stronie internetowej czy w mediach, była odbierana jako żart prima aprilisowy. Znam takie historie, że ktoś kogoś pyta: „Co tam z tym robotem?” „Żart to jest, o co ma chodzić, z jakim robotem?” Kiedy później do mnie zaczęli przychodzić, mówić: „Ale, Adam, ciągle pytają mnie o robota, o co w tym chodzi?” No tak, to będzie robot faktycznie pracował u nas. „A, ok, no tak”.
Generalnie jest to zabawna historia, która jest już anegdotą u nas w urzędzie. Ale przełożyło się to na realną współpracę i pracę tego robota u nas. Na początku zidentyfikowałem te momenty, gdzie praca jest bardzo powtarzalna, automatyczna. Jak zadano mi pytanie, pomyślcie o obszarach, gdzie… Nie ma takich obszarów. Naprawdę, to mnie zdziwiło. Oczywiście, za chwilę mówię: „Nie, to, to i to. To nam bardzo ułatwi”. Ale nie zastanawiałem się nad tym w kontekście robota, trochę też tak patrząc, że ktoś tu przyjdzie, usiądzie na krzesełku, jak ja wyjdę z pracy, i to zrobi. I tak się pojawił ten robot i generalnie później już cała nasza współpraca.
Mariusz Pultyn: Przyznam, że z mojej perspektywy to też było trudne, bo oczywiście ten termin 1 kwietnia na konferencję prasową, która jest bardzo dla mnie ważna. To było wielkie wydarzenie w historii naszej firmy. Pewnie gdybym mógł wybierać, wybrałbym jakiś inny termin, więc też bałem się o to, że gdzieś tam pojawię się w mediach, bo tutaj, nie ukrywajmy, media bardzo licznie na tę konferencję się pojawiły z Panią Prezydent Zdanowską. Martwiłem się o to, że w takim kontekście już nigdy nie wyjdę z takiego kręgu żartu, jakiejś nowinki.
Naprawdę jestem głęboko przekonany, że tak, jak wspominałeś, mimo że na pierwszy rzut oka wydaje się, że roboty nie mogą nic wielkiego zrobić, czasami mamy takie poczucie, że ta nasza praca nawet, jak jest nie do końca optymalna, to jednak działa w miarę, jest dobrze poukładana i tam w sumie nie można niczego wyjąć, żeby nie było ze szkodą dla całości. Okazuje się, że jednak jak chwilę usiądziemy, to bardzo łatwo sobie znaleźć rzeczy, które nie są potrzebne. To też jest coś, co fajnie, żeby sobie uświadomić, bo jedną rzeczą jest cała konferencja i to było takie bardzo przyjemne wydarzenie, ale z drugiej strony to jest też praca, którą trzeba wykonać.
To jest taki mini projekt i on też czasami w naszych klientach czy ludziach, z którymi się stykamy, wzbudza pewien niepokój. Co będzie? Czy stać mnie na to, żeby zaangażować się teraz w długotrwały projekt? Też trochę odczarowujemy te problemy z technologią, bo jednak zwykle takie projekty informatyczne się kojarzą z tym, że one trwają miesiącami. Raz się udają, raz się nie udają. Statystyki mówią, że częściej się nie udają. To nie jest taka prosta rzecz.
Z drugiej strony ten proces, który przebiegał dokładnie w Urzędzie Miasta Łodzi, wyglądał w taki sposób, że z mojej perspektywy myśmy poszli do Adama i powiedzieliśmy, to pokaż w takim razie, co tu jest na stole, i pokaż, czego się nie da zrobić, to my zobaczymy, czy się nie da. Taki pierwszy kontakt trwa pewnie godzinę. To była pierwsza rozmowa, kiedy zobaczyliśmy tego pierwszego Excela, zaczęliśmy znowu współczuć Adamowi, że musi siedzieć i spędzać tam kilka wieczorów, żeby na tym Excelu pracować.
Potem ludzie, których my nazywamy Pasterzami Robotów, czyli osoby, które te roboty konstruują, potem martwią się, żeby te roboty działały, oni potrzebują tak około godziny, może półtora w zależności od tego, jak taki proces jest skomplikowany, żeby zrozumieć, co jest istotą takiej pracy. Jeżeli się okaże, że praca jest po pierwsze dla nas zrozumiała, po drugie ma potencjał, czyli musi się poddawać jakimś regułom, bo robot to dosyć proste urządzenie.
Robi to, co się mu mówi, żeby robił, a nie wymyśla żadnych cudów. To nie są takie roboty, o których czasami myślimy, że mają sztuczną inteligencję i próbują tutaj zgadywać za nas. Po takiej godzinie, półtora, nasi Pasterze Robotów dość dobrze rozumieją, jaka jest natura procesu, więc mogą taki proces po prostu zakodować. Budowa robota to znowu też trochę, żeby odczarować te wielkie projekty. Ona trwa zwykle między cztery a sześć tygodni, to pewnie takie bardziej skomplikowane roboty, które się zdarzają. Potem wróciliśmy. Pokazaliśmy, co ten robot robi. Adam, jak rozumiem, zobaczyłeś, że jakkolwiek czas był gdzieś tam w tle, to najważniejsze było to, żeby wynik był poprawny.
Adam Pąsiek: To większe zadanie, przy którym współpracowaliśmy. Jak Pani Marta się ze mną kontaktowała, żeby opisać w ogóle cały ten proces, mówię: „Matko, przecież tego jest tak dużo, ale dobra, opisuję”. Wysłałem tego Excela wzorcowego i tak dalej. I tak sobie pomyślałem, hm, zobaczymy. [śmiech]
Mariusz Pultyn: [śmiech] Często to słyszymy. „No, zobaczymy”.
Adam Pąsiek: Ale jak dostałem maila z tą tabelą, o którą mi chodziło, i ją otworzyłem, to się zastanawiałem, czy to jest ta, którą ja wysłałem, czy to jest ta nowa. Dosłownie idealna. I tak sobie pomyślałem też o takim przestawieniu myślenia. Kwestia technologii, swoją drogą, ale generalnie takie myślenie człowieka, szczególnie w pracy, „kto zrobi to lepiej niż ja”. No kto? A jeszcze robot? Dajcie spokój. Więc właśnie czy to, że ja to mam zrobić, bo ja to zrobię najlepiej? A dwa, że trzeba to zrobić, więc usiądę i poświęcę się, kolokwialnie mówiąc. To jest zderzenie się z tym myśleniem, które się automatycznie narzuca.
Trzeba trochę, nie chcę powiedzieć, że walczyć z tym, ale przełamywać te stereotypy, pomyśleć: daj komuś, nawet jeżeli to nie jest robot, zanim dojdziemy w ogóle do robota, to żeby spróbować nawet właśnie w oddziale usiąść. To, co ja robię dzisiaj tu i teraz od kilku może lat, miesięcy, daj komuś, niech spojrzy innym okiem, może będzie miał fajny pomysł, i właśnie dojść do tej automatyzacji czy jakiegoś pomysłu na fajną realizację tego, co się robi.
Mariusz Pultyn: Jak oceniasz ten proces i jak wygląda Łódź przed i po?
Adam Pąsiek: Łódź wygląda lepiej.
Mariusz Pultyn: Miałem nadzieję, że to powiesz. [śmiech]
Adam Pąsiek: [śmiech]Generalnie bardzo dobrze oceniam ten proces. Właśnie też w perspektywie tych naszych obaw, czy to nam pomoże czy zaszkodzi, czy możemy zaufać w pełni, bo czas goni nas, a pewne rzeczy muszą być zrobione. Okazało się, że super, to jest to. Faktycznie, można zapomnieć o tym.
To, co robot robi, możemy zdjąć ze swojego myślenia i iść dalej. Przede wszystkim bardzo duża wartość, czyli oszczędność czasu, zasobów ludzkich, które można przenieść gdzie indziej, szczególnie w ten obszar relacji, bo tu żaden robot nas nie zastąpi. Warto się skupiać na tym, co tylko my możemy robić. I to, że ten produkt, który otrzymaliśmy, był taki, jakby to zrobił właśnie człowiek, więc generalnie zero poprawek, samo myślenie o tym, co dalej.
Mariusz Pultyn: Dziękuję ci bardzo za to podsumowanie. Z mojej strony tak, jak to wyglądało… My w tych miejscach, w które wchodzimy, stykamy się z różnymi obawami. Najczęściej jest to odczarowywanie tych robotów. Muszę powiedzieć, że w Łodzi spotkała nas bardzo miła niespodzianka. Jednak jak potrafimy na skali ułożyć trudności mniejsze lub większe z tym, żeby roboty się w środowisku pojawiły, to w Łodzi zostaliśmy przyjęci wyjątkowo gościnnie. Ta praca była bardzo szybka, sprawna i widzieliśmy taką chęć współpracy, tego otwarcia się na to, co mówiłeś, czyli jednak warto się zastanowić nad tym, czy wszystko, co robię w pracy, powinienem robić.
Udało się wyjąć te kawałki, które nie są może najbardziej interesujące, dzięki temu pozostałe rzeczy mają szanse być robione z trochę większym zaangażowaniem, z trochę większą kreatywnością. To jest to, do czego każdy powinien w pracy dążyć, czyli żeby się rozwijać i żeby móc robić rzeczy nowe.
Mamy pierwsze pytanie od uczestników. Czy możemy pokazać robota? To jest też jedno z tych pytań, które często dostajemy. Oczywiście, że możemy go pokazać. Natomiast to nie jest bardzo interesujący widok. Robot, kiedy podłączy się klawiaturę, mysz i monitor, której on nie potrzebuje, ale gdy podłączy się go do stacji, to wygląda dokładnie tak, gdyby…
Może taką analogię powiem. Są takie samochody, które potrafią za nas zaparkować. I to chyba każdy z nas widział na reklamie, że samochód zatrzymuje się, wtedy kierowca podnosi ręce do góry i ten samochód kręcąc kierownicą mieści się w miejscu parkingowym. Gdybym miał pokazać robota, to on wyglądałby dokładnie tak, tylko że siedzielibyśmy przed komputerem tak, jak teraz siedzimy. Na ekranie byłby na przykład jakiś Excel, a po drugiej stronie byłaby jakaś aplikacja, powiedzmy, finansowo-księgowa. I robot robiłby to, że wchodziłby do pierwszej komórki z Excela, brał tę wartość i wstawiał ją do aplikacji finansowo-księgowej. Albo w przypadku budżetu partycypacyjnego właściwie siedzi sobie przy Excelu i sprawdza, czy we wszystkich wierszach i kolumnach są właściwe dane, czy mają właściwy format, albo na przykład szuka duplikatów i jedzie sobie od góry do dołu i patrzy, czy pierwszy mail na liście nie powtarza się z żadnym innym mailem na liście. Jeżeli się mail powtarza, to robot taki wiersz wycina. Gdyby podłączyć monitor do tego wszystkiego, to tak by wyglądało. Czyli trochę tak, jakbyśmy patrzyli na film osoby, która pracuje przy komputerze.
Adam Pąsiek: To, o czym ja sobie pomyślałem, jak usiadłem przed komputerem, zastanawiając się, o czym możemy rozmawiać, to kiedy ja się zachowuję w pracy jak robot. Czyli siedzę, właściwie nie myślę o tym, co robię, a coś robię. Wtedy zaczęły mi się otwierać klapki, że a, to, to i to. Czasem nie ma tej refleksji nawet, że ja coś robię…
Mariusz Pultyn: A w tym momencie nawet chyba było lepiej, żebyś nie myślał, bo to jak się zaczyna myśleć przy obróbce tego Excela, to można rzeczywiście w trudny rejon…
Mamy takie pytanie. Czy potrzebne są jakieś zgody przy wprowadzaniu robotów?
Adam Pąsiek: Przede wszystkim zgoda na to, żeby zatrudnić tego robota, ale też mówiąc poważnie zawsze jest pytanie o to, gdzie ten robot miałby pracować. Tak, jak w naszym przypadku, było też niezbędne podpisanie umowy o przetwarzaniu danych osobowych. Takie zgody czy kwestie związane z RODO, generalnie rzecz biorąc, są dość istotne tak, żeby ten proces przebiegał zgodnie z prawem i żeby te dane były bezpieczne.
Mariusz Pultyn: Tak. Ja też od siebie muszę dodać, że to jest też jedno z takich pytań, które nas najczęściej nurtuje. Nawet nie w kontekście jakiejś zgody, ale czy to jest urząd, czy to jest komercyjny klient, my często mamy dostęp do danych osobowych, więc absolutnie kwestia bezpieczeństwa, poufności danych osobowych jest naszym najwyższym priorytetem i, oczywiście, my musimy być zgodni ze wszystkimi regulacjami, które w tej materii funkcjonują. W szczególności taką najważniejszą regulacją jest RODO i to jest tak, jak dzisiaj sobie też tak pomyślałem, istotne dla obu stron.
Z jednej strony, oczywiście, my mamy dostęp do najbardziej tajnych danych przedsiębiorstw i urzędów i to jest z punktu widzenia tych przedsiębiorstw i urzędów bardzo ważne, żeby one były bezpieczne. Ale też z drugiej strony dla nas jest to olbrzymia odpowiedzialność. Zyskując dostęp do tych danych my bierzemy na siebie ciężar tego, żeby one w żaden sposób nie mogły wyciec. To jest nasze zobowiązanie i też tutaj czujemy się z tym bardzo dobrze. Mamy takie poczucie, że zarówno ze strony technicznej, procesowej i czysto formalnej zadbaliśmy o to i to też ułatwia nam w takiej sytuacji na takie pytania odpowiadać.
Czy w Polsce są jakieś inne urzędy, które mają takie roboty? Tak, poza Urzędem Miasta Łodzi, który był pionierem i prekursorem, i mogę tutaj pełne pierwszeństwo oddać.
Adam Pąsiek: I warto to podkreślać. [śmiech]
Mariusz Pultyn: Nasze roboty działają również w Bydgoszczy.
Jaki jest koszt takiego rozwiązania?
Pierwszy robot w Łodzi był wolontariuszem, ale nie ukrywam, nie jesteśmy firmą, którą stać na to, żeby zbyt wielu wolontariuszy do pracy wysyłać. Zasadnicza kwestia jest taka: robot zawsze kosztuje mniej niż człowiek, który wykonuje tę samą pracę. W miejscach, w których tej pracy jest za dużo, często mamy sytuację, w której te roboty wykonują ten nadmiar pracy, którego ktoś nie jest w stanie przerobić. Mimo wszystko wykonanie tego nadmiaru pracy jest zawsze tańsze niż zatrudnienie w tym miejscu człowieka. Już pomijając fakt, że rekrutacja, zatrudnianie czasami czasowe, bo roboty często zmagają się z taką nadwyżką pracy, a nie z taką codzienną pracą, więc jak zatrudnianie, to pewnie Państwo, którzy mają na co dzień takie wyzwanie w szczególności przy obsłudze wniosków pojawiających się cyklicznie czy okresowo, [wiedzą,] to koszty takie czysto ludzkie, też szkoleń i wszystkie inne, które się z tym wiążą, są naprawdę gigantyczne.
Na samym końcu my jesteśmy za każdym razem przekonani i jesteśmy w stanie to udowodnić, że robot zatrudniony w to miejsce nie tylko oszczędza kłopotu w tym wszystkim, ale jest tańszy.
Zdaje się, że to już ostatnie pytanie. Także bardzo dziękuję, Adamie, za to, że podzieliłeś się swoim doświadczeniem. Bardzo dziękuję Państwu i do zobaczenia przy następnej okazji.
Adam Pąsiek: Dziękuję bardzo.
Transkrypcja została zredagowana pod względem długości i jasności.